Podróż do Kraju Białego Tygrysa

Życie cierpi - wydaje się, że to brzmi jak jedna z podstawowych prawd buddyzmu. W moim przypadku zaczęło to dosłownie wpływać w pierwszych minutach mojego pobytu na wietnamskiej ziemi. Na lotnisku w Ho Chi Minh City, przez które leciałem do Hanoi, uderzyła mnie straszna rwa kulszowa, niemal dosłownie zmuszając mnie do zgięcia na pół. Co pomogło mi przetrwać te nieprzyjemne chwile? Oczywiście poczucie humoru, z którym w Wietnamie nikt nigdy nie ma problemów.

Na lotnisku w Hanoi Noi Bai spotkał mnie kierowca, wyglądający jak mały chłopiec w wieku około 14 lat (Wietnam ogólnie wygląda jak jedna duża szkoła średnia) z uderzającym znakiem: WITAMY, MR. LEVIN CYRILLIC.
To taki pseudonim - „cyrylica Levin” - z jakiegoś nieznanego powodu, że strona hosta mi się przywłaszczyła. I to pod nim wymieniono mnie na wszystkich oficjalnych listach turystów.
-Mówisz po angielsku? Zapytałem małego chłopca.
„Nie”, odpowiedział, promiennie się uśmiechając.
-Rosyjski? Nie? O.K. Nie ma problemu
W ten sposób odbyły się wszystkie moje późniejsze dialogi z miejscową ludnością. Relacje z Wietnamczykami od samego początku były dość ciepłe. Nie rozumieli, co mówię, ale nie rozumiałem, co mówili.
Pierwsze wrażenie Hanoi to tętniące życiem mrowisko. Nigdy w życiu nie widziałem tylu ludzi: hordy Chana Mamaja przed bitwą na polu Kulikowo, tylko na motocyklach. Tak, jest to najpopularniejszy i najwygodniejszy środek transportu tutaj: jazda samochodem w tak ciasnych dzielnicach jest znacznie trudniejsza. Nie będę grzeszyć przeciwko prawdzie, jeśli powiem, że rosyjski kierowca w tym mieście po prostu nie mógł wyjść z garażu.
Mały chłopiec zawiózł mnie do biura firmy, gdzie musiałem zapłacić za wycieczkę. Kierownik firmy, „chłopiec, który ma już 12 lat”, uprzejmie otworzył drzwi samochodu:
- Mr. Levin Cyrylica?
„Tak”, odpowiedziałem na mój nowy pseudonim.
-Witamy w Wietnamie! Mam na imie:
Oczywiście nie pamiętałem jednak jego imienia. W towarzystwie kierownika udałem się do biura. Wszystko w Wietnamie - biura, sklepy, kawiarnie i inne instytucje - jest bardzo małe, ale coś jest zupełnie małe. Biuro, którego potrzebowałem, nie było wyjątkiem. Nawiasem mówiąc, drzwi tutaj pokoi albo się nie zamykają, albo wcale nie istnieją. Wietnamczycy są ludźmi otwartymi. Dlaczego potrzebują drzwi?
Przy wejściu do pokoju prawie zawsze są albo motocykle, albo rowery. A w porze lunchu ludzie po prostu wychodzą z biur, siadają na chodniku, wyciągają pałeczki, ryż, makaron i jedzą spokojnie, nie zwracając uwagi na nikogo. Nikt nie sądzi, że może to utrudnić przejście osoby, powodując niedogodności, a jeśli komuś to przeszkadza, nikt się nie obraża. Ogólnie w tym kraju nikt się nie denerwuje i nawet nie podnosi do siebie głosu. Wietnamczycy zachowują się tak, jakby byli pewni, że będą żyć wiecznie. A jeśli przed nami wieczność, po co martwić się wszystkimi drobiazgami?
Zapłaciłem za wycieczkę i poprosiłem kierownika o zabranie mnie do najbliższego kantoru wymiany walut, aby zapoznać się z dongami - lokalną walutą. Na giełdzie wyciągnąłem dwieście dolarów i wręczyłem je kasjerowi. Kiedy odliczył 500 tysięcy dongów, na mojej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Kiedy kwota osiągnęła milion, moje oczy, już kwadratowe, wspięły się na moje czoło. Półtora miliona. Dwa Dwa i pół. Trzy !!! Trzy „cytryny” za dwieście dolców! Towarzysz Ho Chi Minh mrugnął do mnie wesoło z ostatniego 100 000. listu. Pozwól, że się przedstawię: Mr. Levin Cyrillic, oficjalny wietnamski milioner.
Nie jest to już jednak zabawne, pomyślałem, siedząc w kawiarni Hanoi i jedząc biały ryż małą łyżeczką. Zapalenie korzonków nie puściło, ale to dopiero pierwszy dzień siódmej. Co robić Oprócz cierpienia i jego przyczyn istnieje także Wyzwolenie od cierpienia i Droga do wyzwolenia. Jak znaleźć tę drogę?
Co więc wiem o Wietnamie? Walka wyzwoleńcza narodu wietnamskiego przeciwko amerykańskim imperialistom: Nie, to oczywiście mi nie pomoże. Co jeszcze
W końcu dotarło do mnie: balsam! W czerwonej tubie z gwiazdą! W dawnych czasach radzieckich był sprzedawany w każdej aptece. Dobre lekarstwo Z pewnością coś takiego powinno być teraz. Potrzebujesz znaleźć aptekę. Gdzie jest droga do wyzwolenia?
Kelnerka powiedziała „dobry wieczór”. Może ona zna inne słowa?
- Przepraszam. Czy mogę cię zapytać? Szukam apteki. Czy w pobliżu kawiarni jest jakiś chemik? 1
Zamiast odpowiedzi kelnerka posłała mi słoneczny uśmiech, ale negatywnie potrząsnęła głową.
„Leki”, podjąłem kolejną próbę. - Pigułki!
Na szczęście dla mnie dwie kobiety o bladej twarzy usiadły przy następnym stoliku, który wyjaśnił mi, że apteka nie jest tak daleko. Kilka minut później byłem już na miejscu.
Starsza sprzedawczyni stała przy kasie i z ożywieniem rozmawiała z innym Wietnamczykiem. Stałem przez dwie lub trzy minuty, rozglądając się po sprzętach medycznych i spodziewając się, że zwróci na mnie uwagę. Ale na próżno: sprzedawczyni mnie nie zauważyła, entuzjastycznie kontynuując rozmowę. Rozmawianie z tymi ludźmi w dowolnym języku jest bezużyteczne. Musisz działać.
„Papier” - powiedziałem zdecydowanie, wskazując, że mam zamiar napisać. Sprzedawczyni podała mi kawałek papieru.
„BALSAM”, napisałem słowo kluczowe na papierze. Sprzedawczyni potrząsnęła głową, nie zapominając o słodkim uśmiechu. Tak, nie może być tak, że nie istnieje!
- Posłuchaj mnie! Plecy, problemy, och, och, problemy - wskazałem na ból w dolnej części pleców, robiąc grymas bólu. Obaj Wietnamczycy również tragicznie potrząsnęli głowami: mówią: tak, rozumiemy.
- Balsam, - Szturchnąłem kawałek papieru, - żeby posmarować, Uderzyć w walkę i dobrze. Dobrze - Zrobiłem radosny grymas.
W odpowiedzi obie wietnamskie kobiety również wesoło potrząsnęły głowami.
Po kilku minutach sprzedawczyni wyciągnęła upragnioną tubkę z balsamem White Tiger. Tygrys jest symbolem siły, a biel jest kolorem dobra i światła. Biały Tygrys bardzo szybko podniósł mnie na nogi.

Spotkanie z liderem
Zwykle pierwszy dzień zwiedzania to zwiedzanie miasta, opowieści o głównych atrakcjach, przystanki do fotografowania itp. Ale wycieczka po Hanoi jest wyjątkowa. Główną dumą miasta jest mauzoleum Ho Chi Minh City. Na świecie są tylko cztery takie miejsca: w Rosji, Chinach, Korei Północnej i tutaj. To miejsce jest bardzo interesujące.
W drodze do mauzoleum turyści zabrali kamery i kamery wideo. Wszyscy zbudowali się na dwie części (ja sparowałem z jedną Japonką) i poprowadzili formację do wewnątrz. Jeśli się nie mylę, ostatni raz wchodziłem w szeregi na lekcjach NVP 10. klasy.
Wszędzie po drodze stali wartownicy w ceremonialnych białych mundurach; ich twarze były surowe i skoncentrowane. Przeciwnie, bezczelnie wsuwałem ręce w kieszenie skórzanego płaszcza i natychmiast otrzymałem komentarz od wartownika. Ręce z kieszeni trzeba było wyciągnąć. Przede mną turysta z Brazylii otrzymał polecenie zdjęcia kapelusza. I tak budujemy wzdłuż całego Mauzoleum, docierając do ciała Wielkiego Przywódcy. Powoli i po cichu krążąc po ciele, pod surowym spojrzeniem zamrożonych strażników ruszyliśmy w kierunku wyjścia, ustępując miejsca następnej grupie.
Moje sekretne marzenie się spełniło. Nie bez powodu mogę spokojnie powiedzieć, że widziałem to miasto Ho Chi Minha w trumnie. W dosłownym tego słowa znaczeniu.

Zaklęcie
10 stycznia, w poniedziałek, w ramach „ograniczonego kontyngentu” zagranicznych turystów, przybyłem do miejsca zwanego Hoa Lu, skąd miałem wybrać się na małą łódkę do Tam Coc, co tłumaczy się jako „Trzy Groty”, niezwykle piękne stworzenie natury.
Wraz ze szwedzkim turystą weszliśmy do łodzi, a nasza wioślarz, chuda kobieta w wieku około 30 lat, wykonała pierwszy zamach z wiosłem.
Natura w tym kraju przypomina żywy organizm. Wszystko tutaj - wiatr, góry, skały, jaskinie, wąwozy, niebo, rzeka - jakby oddychało, żyło własnym życiem. Wiatr wieje, robi się zimno i wydaje się, że warto prosić wiatr, aby nie wiał, i przestanie. Góry dziwnie przypominają postacie zwierząt lub ich części. Coś jest jak ogon smoka i coś jak głowa tygrysa. I wydaje się, że nawet chwila, a smok porusza ogonem; jeszcze jedna chwila - tygrys unosi się i z wdziękiem pędzi za ofiarą do otaczającego lasu. Jaskinie wyglądają jak wejście do równoległych światów, siedziba duchów. To tak, jakby sama rzeka poprowadziła cię we właściwym kierunku, chroniąc twój spokój i bezpieczeństwo.
Jeśli traktujesz to piękno z miłością i zrozumieniem, wtedy natura odpowie ci tak samo. Tak żyją ludzie przez wieki - w harmonii ze światem zewnętrznym. Dlatego sami łatwo i pewnie dostosowują się do wszystkiego, czując wielką siłę natury. A czego można się bać przy takim wsparciu?
Nasza łódź powoli wpłynęła do pierwszej z trzech grot. I nagle nagle pociemniało, światło zniknęło, a reszta przebiła tylko dźwięk wiosła przecinającego wodę. Po kilku sekundach od przeciwnego końca do groty weszła kolejna łódź z tą samą szczupłą kobietą z wiosłami w rękach i turystami na pokładzie.
Wtedy nasi Wietnamczycy nagle zaśpiewali. Tak, jak tylko kobiety z tego kraju mogą śpiewać. W niezrozumiałym, magicznym, magicznym języku przypominającym zaklęcie. Ile mocy i światła było w tej piosence i w jej głosie! Inny Wietnamczyk odpowiedział jej z drugiego końca. Dwa głosy zlewały się w jeden i nagle wszystko straciło na znaczeniu, nigdzie nie poszło, wpadając w pustkę. Co to jest Co mi się tu stało? Nirwana

Cofnij się późno
Następnego ranka siedziałem w holu hotelu z rzeczami czekającymi na przewodnika. Wyszedłem już z hotelu, ponieważ następna wycieczka trwała dwa dni: noc musiałam spędzić na wyspie Cat Ba niedaleko Ha Long Bay. Musiałem tam dotrzeć najpierw autobusem, a następnie promem wraz z innymi turystami.
Zwykle wokół hoteli jeździł autobus turystyczny, który gromadził ludzi. I kiedy wszyscy byli razem, zaczęła się trasa koncertowa. W końcu pojawił się przewodnik i opuściliśmy hotel.
Natychmiast przy wyjściu poczułam w klatce piersiowej jakieś niemiłe przeczucie. Coś dzisiaj nie było takie samo jak poprzednio. Ale co? I wtedy uderzyło mnie przeczucie. Nie było autobusu! Na czym zabierze mnie do miejsca zbiórki? Motocykl? Czy zabierze mnie na motocykl? O nie, nie może być! To nie jest pierwszy dzień, w którym mieszkałem w tym mieście i miałem dobry pomysł, jaki rodzaj ruchu tutaj jest. Jak dostać się na miejsce?
Cóż, popłynąłem. Mam to, do cholery. Poczułem na sobie trochę nieświadomości. Co ty tu do cholery robisz? Egzotyczny, chciał, rozumiesz. Życie stało się nudne. Co, gdzie nigdzie indziej? Teraz stajesz się egzotyczny! Zgodnie z pełnym programem. Jedna z dwóch rzeczy: wypadek lub złamane serce.
Ale było już za późno na odwrót. Kozak nie powinien bać się niczego na tym świecie. Przechodząc przez umysł, poszedłem po przewodnik po jego motocyklu. Wietnamczycy wyglądali na dość pewnych siebie i optymistycznych. Zręcznie rzucił gdzieś pod siebie obie moje torby, wskazał mi na tylnym siedzeniu, radośnie klaskując na bokach: mówią, trzymaj się mocno, inaczej spadniesz. Pospieszyliśmy na jezdnię, pełną motocykli, rowerów, samochodów i tylko ludzi.
„Cóż, to już koniec” - pomyślałem, kiedy kierowca skierował motocykl bezpośrednio na dwa samochody jednocześnie. „Dokąd on jedzie? Mamo! Mamo!”
Byłem już gotowy zmrużyć oczy, jak robią to bohaterowie tanich komedii, ale nie: w ostatniej chwili pociągnął nosem, a Wietnamczykom udało się wpaść w jakąś lukę między dwiema maszynami. Niebezpieczeństwo minęło. I tak jechaliśmy przez całą drogę - nurkowanie, skakanie, jurta - od jednego zakrętu do drugiego. I właśnie w dupie od ich „żelaznych koni” uhonorowały mnie inne dzieci natury.
Ale co to jest? Z kolei kolejna biała Matiz zbliża się do nas! „Ojcze nasz
jak będziesz w niebie
Święć się imię twoje:
Ale nie i tym razem „żelaznemu koniu” udało się prześlizgnąć.
- O.K.? - Wietnamczyk mrugnął do mnie wesoło.
- O.K. - niezbyt zabawne, mruknąłem w odpowiedzi. Z jakiegoś powodu jego optymizm i pewność siebie nie zostały mi przekazane.
I w końcu pojechaliśmy stosunkowo szeroką drogą. Potem uderzył grzmot i pierwsze krople deszczu spadły z nieba na ziemię. Wiatr żartobliwie machał podłogami mojego otwartego płaszcza przeciwdeszczowego. Połączyliśmy się z przepływem ludzi, samochodów, motocykli, a wszystko to zmieszało się z deszczem i wiatrem, zamieniając się w coś nieziemskiego ...
Gdzie ja jestem W nirwanie?
Wyszedłem, a wiatr z wieżą kontynuował kłótnię w oddali.
Odbicie chmur rozpłynęło się w burzliwej rzece.
Jestem w drodze i nie mam żadnych zmartwień.
Moja samotna łódź, przełamując falę, unosi się ...

Ostatni wieczór
- Mr. Levin Cyrylica? - dzwonek zadzwonił w moim pokoju.
„Tak” - odpowiedziałem zwykle na mój wietnamski pseudonim.
- Chciałbym potwierdzić. Jutro odbierzemy cię w hotelu między 8.45. i 9.00 i zabiorą Cię na lotnisko. Czy to jest OK?
- Tak, jest ok.
- Jak minęła podróż?
- Podróż była świetna! Naprawdę Dziękuję bardzo za wszystko, co dla mnie zrobiliście. To było po prostu niezapomniane

1, przepraszam, mogę się z tobą skontaktować? Potrzebuję apteki. Czy gdzieś w pobliżu powinna być apteka?

2, chciałbym coś potwierdzić: jutro odbierzemy cię z ich hotelu między 8.45 a 9.00 i zabierzemy na lotnisko. Zgodziłeś się?
- Dobrze.
Podobała ci się podróż?
Podróż była po prostu cudowna! Naprawdę! Dzięki za wszystko. Co dla nas zrobiłeś? To jest po prostu niezapomniane!

Dmitry Levin