Podróżowanie po Złotej Krainie

RAZ JESTEŚ W MYANME, KTÓRE PRZED KAŻDYM ZOSTAŁO WYWOŁANE PRZEZ BIRMA, NIE BĘDZIESZ MOGŁO SIĘ ZAPOMNIĆ. GŁÓWNĄ RZECZĄ W ŻYCIU KAŻDEGO BIRMANA NIE SIĘ TORZYĆ, ŻE NATURALNE ZDARZENIA I ŻYĆ ZGODNIE Z NATURĄ. TE UCZUCIA SĄ OSIĄGNIĘTE W TWOIM SERCU, GDY PRZYJDZIESZ DO TEGO KRAJU.

Wielka stupa

Lotnisko w Yangon przypominało lotnisko w Soczi na początku lat 90-tych. Półoświetlone ulice miasta, poczerniałe betonowe domy, brak jakiegokolwiek śladu ruchu drogowego sprawiły wrażenie, że jesteś w zapomnianym przez Boga kraju. Jednak nieoczekiwanie otwarty widok majestatycznej złotej świątyni Shwedagon, głównej świątyni Myanmaru, zwyciężył na zawsze.

Ta pagoda, która przechowuje cztery włosy Buddy, od dawna nazywana jest jednym z nowych cudów świata. Sto dziesięć metrów oślepiającego złotego liścia otoczonego niezliczonymi stupami lub pagodami wnosi mniej do świata doznań mistycznych. Ciepły marmur pod stopami kadzidełka rozprzestrzeniają się w powietrzu, a echo modlitw jest niesione. Wszędzie znajdują się duże i małe posągi Buddów, których twarze różnią się nieco od tradycyjnych: mają węższy i dłuższy nos oraz wyraziste, żywe oczy, często otoczone długimi grubymi rzęsami. Z tyłu głowy każdego Buddy znajduje się koło, w którym rozchodzą się fale oświetlenia. W ten sposób, w oczach Birmańczyków, boski blask emanuje z głowy wielkiego świętego. Takie nieoczekiwane połączenie starożytnej religijności i nowoczesnej technologii wygląda tak dokładnie, że mimowolnie o tym myślisz, dlaczego nie przyszedłeś do tego w innych krajach.

Po zachodzie słońca na szczycie Shvedagon miga 76-karatowy diament, który niczym pochodnia migocze na ciemnym niebie. Ponad 4 tysiące mniejszych diamentów i ta sama liczba szafirów, rubinów i jadeitów wieńczy najwyższą iglicę pagody.

Shwedagon jak magnes przyciąga do nich mnichów buddyjskich i pielgrzymów, którzy przybywają do tego świętego miejsca, aby oddać się medytacji, przykleić złotą folię na stupie i zostawić kwiaty na filarach nieba w prezencie. Według astrologii birmańskiej tydzień składa się z ośmiu dni (środa jest podzielona na dwa dni), z których każdy związany jest z konkretnym zwierzęciem. W zależności od dnia tygodnia, w którym dana osoba się urodziła, modli się, a także pozostawia ofiary przy odpowiednim ołtarzu.

Wszystkie inne pagody Birmy w takim czy innym stopniu kopiują Shwedagon. Stożkowy kształt złotej piramidy z rzeźbioną czapką dzwoniących dzwonów, których zadaniem jest odpychanie złych duchów ich dźwiękiem, znajduje się tu częściej niż palmy. Nie bez powodu władcy i mieszkańcy tego kraju przez stulecia robili tylko to, co budowali świątynie, a dopiero potem myśleli o sobie.

Wszędzie na ulicach miasta można spotkać handlarzy wróbli. Chcę biec do Greenpeace z jednego rodzaju klęczących i żałośnie śpiewających ptaków w klatce, ale wyjaśniają ci, że wszystko tutaj ma święte znaczenie. Za niewielkie pieniądze można kupić i uwolnić wróbla, tym samym alegorycznie uwalniając ducha i umysł od kajdan materialnego świata. Pomimo tego, że kupcy specjalnie karmią wróble i po odzyskaniu wolności sami wracają do swoich klatek, sami Birmańczycy często kupują tę sztuczkę. Wydanie jest jeszcze ważniejsze.

Birma nie zaczyna natychmiast przenikać do duszy. Stopniowo otula cię miękką siecią o zupełnie innym stylu życia. Birmańczycy nie spieszą się z wpuszczeniem zachodniej cywilizacji do swojego pierwotnego, wielowiekowego świata, który się nie zmienił. Czczą święte tradycje starożytne, czcząc każdą pełnię księżyca dla świętego dnia, medytują na twarzy Buddy, próbując przyjąć jego spokój, a ich życie jest ściśle związane z naturą. Widok byków zaprzężonych w pług to ta sama niezmienna część lokalnego krajobrazu, jak buddyjskie pagody. Życzliwość i życzliwość rdzennej ludności, ich szczera chęć pomocy i zadowolenia również łapówek.

Świat utraconej wody

Zachowując w pamięci złoty obraz Shvedagon, wsiadamy do jedynego akceptowalnego transportu w Myanmarze, turbośmigłowego ATR (coś w rodzaju naszej AN-24), który jest gotowy, aby przenieść nas w głąb kraju, do miasta Heho, gdzie znajduje się jezioro Inle. Pojawienie się śmigieł zamiast turbin jest oczywiście niepokojące, ale tylko przy pierwszym locie. Potem zaczynasz kochać te latające autobusy (inaczej ich nie nazwiesz) za wydajność i uśmiechnięte stewardesy.

W pobliżu Heho znajduje się kolejne miejsce jaskini pielgrzymkowej Pindaya z ponad 8 tysiącami unikatowych antycznych posągów Buddy. Trzygodzinna jazda przez pustynię, gdzie wydaje się, że żadna ludzka stopa nigdy nie postawiła stopy, nagle kończy się w malowniczym kompleksie świątynnym z nowoczesną szklaną windą. Wchodzimy i idziemy do jaskini, gdzie nie ma nikogo oprócz nas. Wewnątrz, w przyćmionym świetle, wraz z tysiącletnimi stalaktytami, wyłaniają się sylwetki tysięcy pozłacanych Buddów. Wąski szlak wędruje przez jaskinię jak labirynt. Nie pozostawiasz myśli, że jesteś tu zupełnie sam, a jeśli coś się stanie, prawdopodobnie sam nie dojdziesz do wyjścia. Ale jest już za późno i kierując się prymitywnym strachem i pięknem uspokojonego Buddy, boso idziemy w głąb jaskini wzdłuż wilgotnej kamiennej podłogi. Z góry, z boku, z dołu spoglądają na nas skośne oczy, jak sfinksy obserwujące nasz ruch. W głębi jaskini, między małymi jeziorami i oświetlonymi buddyjskimi ołtarzami, w wąskim i niepozornym przejściu widzimy metrową dziurę w skale, nad którą wisi napis „Jaskinia do medytacji”. Kiedy Kubuś Puchatek wspinał się kiedyś, by odwiedzić Królika na czterech kołach (to nie działa inaczej), wspinamy się głęboko w góry i znajdujemy się w ciasnej jaskini, której podłoga jest pokryta czerwonym dywanem. Przed nami jest posąg Buddy z dobrze znanym oświetleniem za głową. Cisza i wewnętrzny spokój wyzwalają umysł. To staje się łatwe. Chcę tu zostać dłużej.

W drodze powrotnej zapoznamy się z lokalnym plemieniem Padauns (w tłumaczeniu „z długą szyją”), którego kobiety wolą brązowe pierścienie na szyi od wszelkiej innej biżuterii. Tubylcy witają nas powściągliwym uśmiechem. Członkowie tego plemienia, w przeciwieństwie do wielu Birmańczyków, są obdarzeni szczególną samooceną, a być może nawet wyższością. Mimo tak osobliwych tortur wierzą w Jezusa Chrystusa i wcale nie są buddystami. Dziewczęta zakładają pierwszy pierścień w wieku 10 lat i co roku dodają jeden. Pod koniec życia długość szyi może wzrosnąć do 40 centymetrów. Mówią, że w przypadku niewierności wobec męża, pierścienie są usuwane, kobieta łamie szyję i umiera.

W pobliżu znajduje się miejscowa wiejska szkoła. Dzieci na wpół ubrane, zasmarkane, boso. Jednak w jednej klasie nauczyciel zapisuje na tablicy twierdzenie Pitagorasa, aw innej lekcja angielskiego na poziomie 6 klasy rosyjskiej szkoły. Nie zapominając o dawaniu wszystkim długopisów, zeszytów i flamastrów, po raz kolejny zgadzamy się, że Birma jest krajem kontrastów.

A na horyzoncie widać już jezioro Inle, położone na wysokości 900 m npm i otoczone pasmem górskim. Tuż nad wodą, w chwiejnych bambusowych domach na palach, żyje w sumie aż 70 tysięcy ludzi, którzy w czasach starożytnych dostali się do wody z powodu niszczycielskich nalotów plemion Shan i tam pozostali. Oprócz dzielnic i ulic na wodzie znajdują się szkoły, klasztory, szpitale i świątynie. Bezpośrednio z korzeni hiacyntu i glonów łamane są sztuczne pływające plantacje, na których uprawia się pomidory, ogórki i ziemniaki. A z łodyg lotosu rosnącego na jeziorze kobiety wyplatają szaliki, w pięknie i sile nie są one wcale gorsze od najcieńszego jedwabiu. Każdy, kto kupił podobny szalik, a następnie wraca, aby zamówić koszule i sukienki wykonane z tego samego materiału, wygląda tak pięknie i drogo.

Temperatura na Inle, której długość wynosi 20 km, jest jedną z najniższych w całym Związku Myanmar; zimą czasami osiąga +10 stopni Celsjusza. Jednocześnie budy nie są niczym izolowane, ale pokryte są tylko trzcinowymi zadaszeniami. Niemniej jednak, w jednym miejscu wśród czarnych chat na wielkiej lilii wodnej, nagle zauważyliśmy okrągłą antenę satelitarną. Najwyraźniej nawet tutaj są bogaci ludzie, którzy w tych rzadkich godzinach, kiedy dają prąd na jeziorze, nadal udają się oglądać telewizję.

Poza anteną nic tu nie przypomina tego stulecia. W kuźniach, dmuchających futrach, kuźniach, kobietach kucających, obracających cygarach, rybakach z łodzi, umiejętnie wiosłujących jedną nogą, łowiących sieci rybami. Wszystko ożywa tylko raz w tygodniu, gdy nad jeziorem pojawia się pływający targ. Setki łodzi sprzedają wszystko, czego można sobie życzyć: jedzenie, pamiątki, ubrania, złoto. W tym przypadku często możemy wykopać rzadkie antyki za skromne pieniądze, w naszym rozumieniu. Birmańczycy mogą po prostu nie znać prawdziwej wartości tych gadżetów, a biorąc pod uwagę, że ich średnia pensja wynosi 50 USD miesięcznie, kilka sprzedanych rzeźb z brązu zapewni im pełne życie w najbliższej przyszłości.

W drodze do Mandalay

W przeciwieństwie do lotniska Heho, gdzie rozkład lotów jest napisany kredą na tablicy, lotnisko Mandalay wydawało się futurystycznym rajem. Spacerowaliśmy z dumą w nowoczesnym, błyszczącym terminalu lotniska, zbudowanym specjalnie przez Włochów za 150 milionów dolarów, aby otrzymać loty tranzytowe z Singapuru. Uruchomiono spinner, aby wydać parę plecaków, a cały personel lotniska starał się nam przynajmniej jakoś przydać.

Mandalay, niegdyś chwalony przez Kiplinga jako miasto, do którego zdecydowanie chcesz wrócić, okazał się głośny i chaotyczny. Wzdłuż centrum miasta rozciąga się rzeźbiona ściana pałacu cesarskiego (Mandalaj była stolicą Birmy), otoczona fosą wodną. A ze słynnego Wzgórza Mandalay, na którym znajduje się świątynia z czterema wielkimi Buddami, patrząc na różne krańce świata, oferuje zapierający dech w piersiach widok na dziesiątki kilometrów usianych tysiącami białych i złotych stup. W pobliżu Mandalay znajduje się również największy aktywny dzwon na świecie (dzwon moskiewski jest dopiero na drugim miejscu), a dla estetów w pagodzie Kuthod otoczonej przez spacerujących mnichów można znaleźć największą książkę na świecie, gdzie główne dogmaty wyryte są na 792 marmurowych płytach Buddyzm W 1900 r. Tekst przedrukowano na papierze: uzyskano 38 tomów po 400 stron. Nawiasem mówiąc, bycie mnichem w Birmie jest bardzo prestiżowe. Zgodnie z tradycją, w wieku 7 lat wszyscy chłopcy są wysyłani na studia do klasztoru na dwa lata. Następnie wszyscy decydują, czy zostać jego nowicjuszem, czy światowym rezydentem. Ale będąc mnichem, zawsze otrzymasz mieszkanie i wyżywienie, co jest bardzo ważne w tym kraju.

Święte miasto duchów

Statek motorowy z Mandalayu, przecinający ciepłe wody rzeki Irrawaddy, przenosi nas do Old Bagan, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W XI wieku udało mu się również odwiedzić stolicę birmańskiego królestwa, dlatego jest czczony jako święte miejsce. Dziś Bagan, położony na szerokim zakolu rzeki, nie jest nawet miastem, ale całą strefą archeologiczną z tysiącami świątyń i pagód oraz jednym z najważniejszych buddyjskich centrów Azji Południowo-Wschodniej. Tydzieńami możesz chodzić od świątyni do świątyni, medytować przed ołtarzami, studiować starożytne freski na ścianach, wspinać się po wyższych schodach stromymi schodami i cieszyć się zachodem słońca. Ogromne opuszczone miasto, które według legendy od wieków było zamieszkane przez duchy, jest teraz tak rozwinięte pod względem infrastruktury turystycznej, że można je bezpiecznie nazwać birmańskim Monte Carlo, gdzie wieczorami sztywni Europejczycy noszą nawet błyszczące szpilki. Luksusowe hotele w azjatyckich kolorach zanurzone są w cieniu rozłożystych koron drzew bodhi, a widok na rzekę Irrawaddy zachwyca pięknem gór, złotych stup i spokojną orką niebieskiej połaci łodzi rybackich.

Wspaniały krajobraz zielonej równiny, usiany ciągiem buddyjskich pagód i wywoływane przez nich poczucie spokoju pozostają na długo w pamięci. Biorąc powóz konny i kontemplując na miękkich poduszkach całą świetność świętej architektury, możesz płynnie przenieść się z rzeczywistości do świata starożytnych wymarłych cywilizacji. Więc po co jechaliśmy?

Tekst: Irina Malkova

Zdjęcie: Alexander Malkov